Spacerowałem po górskim paśmie. Wokół nie było żywej duszy, ale do
czasu… wyczułem obecność innego konia. Nie spodobało mi się to. Był
przede mną. Chciałem zawrócić, ale widziałem już zarys jego sylwetki.
Odwrócił się. Niechętnie podszedłem i z wyższością popatrzyłem na…
klacz. Unipega dokładniej.
- Kim jesteś? Czyżby Alfa Ponurej Doliny? – Spytała obojętnie, ale przyglądała mi się.
- Wieści szybko się rozchodzą. – Odpowiedziałem jednoznacznie. Nie
zamierzałem jednak powiedzieć jej wprost, że jestem przywódcą Stada
Ponurej Doliny.
- Po prostu można się tego domyślić. Góry to granica pomiędzy NASZYMI
stadami. – Z niechęcią zdałem sobie sprawy, że nacisk na słowo
„naszymi”, był spowodowany, że jest Alfą sąsiedniego stada. Pff… mam
talent do zdobywania nieprzyjaciół i nie wiem, czy mam się tym cieszyć,
czy może martwić. Cóż, kłopoty odłożę na razie na później. Nie odzywając
się, powoli zacząłem wracać na swoje ziemie. Tak będzie bezpieczniej.
- Mógłbyś się przedstawić. – Powiedziała głośno samica tak, abym nie
mógł udać, że nie słyszałem. Powoli, ale jednak, zawróciłem.
- Prince. – Niemalże wypowiedziałem to szeptem, ale ona chyba i tak to usłyszała.
- Bella. – Klacz po chwili odwróciła się i zaczęła iść w swoją stronę, a
ja w swoją. No to chyba pierwszą „znajomość” mam już zaliczoną. Może i
nie jest ona pozytywna, ale jest, nie? Prince, pogódź się z tym, nie
umiesz być śmieszny, po prostu ci to nie wychodzi. Znowu gadam sam do
siebie? Serio? Chyba już zwariowałem z samotności. No to pora wariować
dalej, pójdę na to swoje pustkowie.
Tak też zrobiłem. Ociągając się, stępem dalej spacerowałem. Miałem
zaszczyt iść piaszczystą dróżką, na której nie było utrudnień w
postaciach takich jak kamienie, małe zdechłe insekty, czy może większe
głazy. Od czasu do czasu, odczuwalne były powiewy wiatru, który zdawał
się nieść ze sobą zapach innego konia. Nie rozpoznawałem tej woni.
Przyspieszyłem tylko tempa i starałem się wyostrzyć wzrok. Wzbiłem się w
powietrze, by uzyskać większe pole widzenia. Paręnaście metrów przede
mną, jakiś koń, jak gdyby nigdy nic, spacerował sobie. Niedaleko moich
terenów. Niepewnie wylądowałem na ziemi, trzymając dystans.
- Kim jesteś? – Zapytałem, nie dając nieznajomemu, czy może nieznajomej, poznać po moim głosie, jakie mam do niego nastawienie.
< Ktoś coś? Długość nie jest zachwycająca, ale niedługo wyjeżdżam i
nie mam zbyt wiele czasu, pakowanie, ostatnie zakupy sprzętu, itd. >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz