Uśmiechnąłem się lekko, jeszcze za nim na dobrą sprawę wstałem.
Klacz sięgała po gruszkę, podnosząc się tak, że stała podparta głównie na tylnich kopytach.
- Wstawaj leniu, nie rozumiem, ile można leżeć - za chwilę podeszła do mnie, turlikając zdobyty owoc nieopodal.
- Taaak baaardzo spaać, co ja Ci zrobiłem.. - Udałem obrażonego, wstając w końcu po kilku minutach.
Chwilę trzepałem nerwowo oczami, w których znajdowały się drobinki piasku.
Nie pytajcie mnie jak.. Po prostu trzeba mieć szczęście, które nie wątpliwie posiadam.
Bella leżała pod drzewem, przegryzając kolejną gruszkę.
~*~
Wszedłem do wody tak, że sięgała mniej więcej do kasztana na przednich nogach. Złożyłem do boku mocniej skrzydła, które teraz nie były za bardzo przydatne, ba, wręcz mi przeszkadzały.
Kiedy zażegnałem problem ze skrzydłami, wszedłem jeszcze na głębszą wodę.
Skierowałem po chwili szyję do tyłu, słysząc nawoływanie klaczy z brzegu.
I właśnie wtedy, nurt pociągnął mnie za sobą. Wszedłem do wody akurat w miejscu, w którym wpadała do jeziora rzeka.
Stałem chwilę zdezorientowany, rozglądając się wszędzie, tylko nie tam, gdzie trzeba. Zamiast szukać potencjalnej pomocy, patrzyłem pod kopyta, na których usiłowałem mocno się zaprzeć.
Po kilku (kluczowych..;_;) sekundach zauważyłem przed sobą spory konar, leżący tak blisko brzegu, że miałem możliwość po uprzednim złapaniu się tego konara, łatwo wyjść do Belli.
Po walce sam ze sobą i oporem wody + milion lat później, trzymałem się kurczowo, praktycznie kucając (zacytowałabym tutaj pewną piosenkę, ale to może przy innej okazji. Tak też.. Skoro według Belli konie się całują, to według mnie, kucają. Whatever)
< Bella, misiu? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz