Nie przejęło mnie to że zabrzmiałam jakbym była jego matką. Cappuccino spojrzał na mnie spode łba. Położyłam się spowrotem, nie zwracając uwagi na pegaza.
- Ale nie...
- Nigdzie nie pójdziesz i koniec kropka. A teraz daj mi spać. - przerwałam mu układając się wygodniej. Słyszałam jego westchnięcie, ale chyba zrozumiał że lepiej nie psuć bardziej i tak już zgniłej atmosfery, i nie odezwał się i ułożył obok mnie. Wtuliłam się w niego, przymykając powieki. Nie zbyt chciało mi się spać, ale cóż na to poradzić?
Już po chwili usłyszałam ciche chrapanie, a jego twórcą był oczywiście nikt inny jak... Cappuccino. Poczekałam chwilę, by mocniej zasnął, po czym bezszelestnie wymknęłam się z jego uścisku. Na moje szczęście się nie obudził. Rozprostowałam skrzydła i nogi, chociaż zbytnio nie były mi one potrzebne. Czułam się już dobrze, wręcz wspaniale, więc nie widziałam problemu w tym, żeby sobie chwilę polatać. Wzbiłam się w powietrze, lecąc w tylko sobie znanym kierunku, przy okazji podśpiewując, co ostatnio lubiłam często robić.
- I belong with you, you belong with me
You're my sweetheart
I belong with you, you belong with me
You're my sweet
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz