środa, 13 lipca 2016

Od Rose C.D Prince

Ponownie podeszłam bliżej wejścia.
Burza ustąpiła lekkiej mżawce, na co mimowolnie delikatnie się uśmiechnęłam.
Gdyby nie to, że nie za bardzo mnie to wtedy interesowało, z pewnością mogłabym stwierdzić, że cały teren uśpiony mgłą wygląda oszałamiająco.

Zrobiłam jeszcze kilka kroków w lewo oraz prawo, podeszłam do przodu i cofnęłam się.
- Nie, Kwiatuszku, zdecydowanie nie masz talentu tanecznego.
- Bardzo ładny sarkazm, doprawdy. 
W rzeczywistości chciałam sprawdzić stan swoich nóg. Prawe kopyta były zdrętwiałe, i wręcz wlekły się za resztą całego ciała.
- Już wiem jak to jest dostać jednostronnego paraliżu.. - mruknęłam do siebie, przyglądając się im.
Były już zdecydowanie mniej opuchnięte, jednak ich wygląd dalej pozostawiał dużo do życzenia.
Nie wspominając o poszarpanym brzuchu i poturbowanym skrzydle.
Mimo to, to wszystko wydawało się być najmniejszym problemem.

- Cóż, do zobaczenia Księżniczko - skinęłam w podziękowaniu pyskiem, wychodząc na zewnątrz.
- Gdzie Ty się wybierasz? - spytał dosyć od niechcenia, ale jednak postanowiłam mu odpowiedzieć.
- Tak się składa, że jestem już dużą dziewczynką, tatusiu, i chwilowe trudności wcale nie przeszkadzają mi w byciu niezależną. - tym razem ja rzuciłam cwaniackim uśmiechem i ruszyłam w nieznanym kierunku.
Po prostu chciałam na chwilę o wszystkim zapomnieć i znaleźć kąt dla siebie.

Na razie mogłam sobie pozwolić tylko na energiczny trucht.
Większy wysiłek sprawiał mi ogromne trudności i równie ogromny dyskomfort.
,, Coś się z tym zrobi'' - pomyślałam, idąc cały czas do przodu.

~*~
Szłam już około półtorej godziny. Mgła znikła, teren stał się bardziej przejrzysty.
Na niebie od jakiegoś czasu była wielokolorowa tęcza, spowodowana wyjściem do tej pory nieśmiałego słońca po burzy.

Cały czas szukałam dla siebie własnego kąta. Mijałam kilka jaskiń, jednak albo były zamieszkałe, albo wyglądały jak sto nieszczęść.

Przemierzyłam właśnie cały odcinek naszej części Gór Mglistych. Reszta ciągła się na terenie drugiego stada.
~*~

Powoli dochodziło południe. Tym razem skończyła się nasza część lasu iglastego. Szłam już dużo wolniejszym krokiem, dając tym samym odpocząć chorym odnóżom.

Zatrzymałam się na chwilę, kiedy znalazłam dorodną jabłoń. Kopnęłam w drzewo tylnimi kopytami, dzięki czemu kilka owoców spadło na ziemię, a ja mogłam chwilowo zapełnić swój żołądek.

Po skończeniu skromnego posiłku dalej szłam przed siebie. Przyglądałam się uważnie każdemu drzewu. To miejsce wydawało się być mi dziwnie.. Znajome.
Iglaste drzewa ustąpiły miejsca olbrzymim wierzbom płaczącym, które zrobiły coś w rodzaju ''przejścia'' ze swoich zwisających nisko gałęzi.

Kiedy przeszłam na drugą stronę, odebrało mi chwilowo mowę.
Przede mną pojawił się wodospad, otoczony małą plażą i bujną roślinnością.
Obróciłam się, aby zobaczyć znajomego mi konia.
- Prince?

<Prince? :v>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz