Na początku nie mogłam załapać, co ten debil chce zrobić żeby się wydostać. Ale kiedy złapał się konara, zrozumiałam. Lecz jakoś słabo mu to szło, więc poszłam mu pomóc. Kiedy on skupił się na trzymaniu konara, ja złapałam za niego i po chwili siłowania się, wyciągnęłam go na brzeg. Cały był przemoczony, na głośno westchnęłam.
- Nie musiałaś... Sam bym dał radę.
- Tsa, jasne. Prędzej byś się utopił. - Co. Za. Idiota. Nim zdążył zareagować, wyciągnęłam go na słońce.
- Leż. Ja idę przynieść Ci coś do zjedzenia. - och, uwielbiam to że potrafię mieć taki stanowczy głos.
Podeszłam go gruszy, i stanęłam dęba by sięgnąć po dorodną gruszkę. I tym sposobem zerwałam jeszcze kilka gruszek. Ale zauważyłam jeszcze jedną, dużą i dorodną. Wyciągnęłam się jak najbardziej dawałam radę, ale brakowało kilku centymetrów. Więc wpadałam na lepszy pomysł, i pociągnęłam za końcówkę gałęzi, która była niżej, i potrząsnęłam nią mocno, a gruszka spadła.
Zadowolona z siebie, poturlałam wszystkie gruszki do Cappuccina. Położyłam się obok niego, i ruchem głowy zachęciłam, żeby się poczęstował. Ja oczywiście miałam chrapkę na tą najdorodniejszą i największą, ale postanowiłam być dobra i zostawiłam ją dla ogiera. Wreszcie wszystkie gruszki zniknęły, została tylko ta na którą najbardziej się trudziłam. Oboje byliśmy zamyśleni, i oboje sięgnęliśmy po tą samą gruszkę. Nasze chrapy się spotkały...
<C? Gorąco się zrobiło... ^^ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz