A to drań! Zaczął mnie łaskotać, na co odpowiedziałam głośnym i radosnym śmiechem.
- Prze-przestań... P-ppro-proszę... - wykrztusiłam, dusząc się ze śmiechu. Nie mogłam go odepchnąć, znalazł miejsce w którym miałam największe łaskotki. Opadłam na trawę wycieńczona ze śmiechu, a Cappuccino wreszcie mnie zostawił. Odwróciłam się do niego tyłem, rozprostowując przednie nogi, oraz kładąc na nich głowę. Udałam obrażoną, choć w rzeczywistości w środku nadal się śmiałam.
- Beeella? - usłyszałam Jego aksamitny głos. Nie odpowiedziałam.
- Belka? - dalej brak reakcji z mojej strony. Jedynie głupio się śmiałam w duchu. Usłyszałam jak się przysunął do mnie.
- Och Belluś, nie fochaj się na mnie. - powiedział ogier, trącając mnie pyskiem. Już nie wytrzymałam wesołości, i wybuchnęłam śmiechem, odwracając się do niego. Na początku spojrzał na mnie jak na jakąś wariatkę, ale musiałam, po prostu musiałam to zrobić.
- Z-zostaw mnie... - teraz to ja go łaskotałam, śmiejąc się przy tym jakbym była chora umysłowo i ktoś również mnie łaskotał. tak podsumowując, śmiałam się nawet bardziej niż sama ofiara. Znaczy się Cappuccino. Padłam obok niego na trawę, i chociaż już się nie łaskotaliśmy, ja dalej nie mogłam powstrzymać śmiechu.
- Konie zielone przebiegły galopem,
I spod ich kopyt wytrysnęły kwiaty.
Żaby w sadzawce rozpaliły ogień,
Na niebie księżyc pozapalał gwiazdy.
Nad brzegiem stawu, wsłuchany w krzyk czajek,
Owiany mocną wonią tataraku,
Patrzyłeś w gwiazdy na samym dnie stawu,
Mówiłeś do mnie, że przemija lato.
Zaczęłam nucić piosenkę. I jedno zgadzało się z rzeczywistością - na niebie księżyc pozapalał gwiazdy. Wtuliłam się w Cappuccina, nucąc tą piosenkę.
- Lato pachnące miętą,
Lato koloru malin,
Lato zielonych lasów,
Lato kukułek i czajek.
<Cappusiu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz