- Ja? Lawenda – Przedstawiłam się cicho, onieśmielona nieco potężną
postacią ogiera. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. I po co ja za nim
szłam? Teraz muszę przypłacać wstydem.
- Co robisz na terenach Stada Porannej Doliny? – Spytał podejrzliwie.
Jego wielkie skrzydła rzucały na mnie swój cień i czułam się nieswojo.
- Przybłąkałam się tu – Odpowiedziałam szczerze. Bo w istocie, tak się
tu znalazłam. Nie miałam pojęcia, że te tereny zamieszkuje jakaś grupka
koni, bo jeszcze nikogo tu wcześniej nie widziałam. Mam chyba szczęście
do pakowania się w kłopoty.
- Nie masz stada, tak? – Teraz mogłam wyczuć lekką nutkę zaciekawienia w
jego głosie. W moim sercu pojawił się mały płomyczek nadziei na to, że
zaraz ten obszar może stać się moim nowym domem. Nie dałam jednak po
sobie niczego poznać. W odpowiedzi na pytanie pokręciłam łbem.
- Jeśli chcesz, mogę przyjąć cię do mojego. Na początku nazwijmy to okresem próbnym.
- Byłabym zaszczycona. Przyjmuję zaproszenie – Oznajmiłam z promiennym
uśmiechem na pysku [tak, daję Wam przyjemność zastanowienia się, jak koń
się uśmiecha… :’)], jeszcze parę minut temu nie byłabym w stanie sobie
wyobrazić czegoś takiego. A jednak. Ogier prowadził mnie w stronę
niewielkiego pagórka, na którym zauważyłam ledwo widoczną, rozmytą białą
plamę. Im bardziej się zbliżaliśmy, tym ta „plama” coraz bardziej
przypominała mi sylwetkę konia. Nawet nie tyle zwykłego konia, co
unipega. Ogier przyspieszył do kłusu, a ja za nim. Mogłam już dostrzec
śnieżnobiałą skrzydlatą klacz z rogiem na czole, opierającą się o
niewysoką jabłonkę, na której rosły dojrzale czerwone jabłka.
< Bella, Kawko? :v >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz