Pasłem się na polanie, na której ostatni raz widziałem Bellę.
Było bardzo gorąco, jednak chłodny wiatr równoważył to wszystko.
Trafiłem na soczystą kępkę trawy, więc ochoczo zacząłem ją rwać.
Rozejrzałem się dookoła, szukając wzrokiem siwą klacz, jednak, nie było jej nigdzie.
Niecała doba, bez osoby którą znam ledwo kilka dni, a już mną szarpała pustka.
Tak cholernie się bałem.
Postanowiłem jeszcze raz jej poszukać.
Ruszyłem kilkadziesiąt metrów galopem, aby łatwiej było mi się wybić do lotu.
~*~
Latałem już dobre kilka godzin nad pobliskimi lasami, górami, jeziorami, rzekami, sadami.. Nawet wyleciałem nad tereny Ponurej Doliny, jednak nigdzie jej nie było.
Nigdzie.
W końcu opadłem wykończony pod drzewem na skraju polany. Byłem naprawdę mocno wyczerpany i zdołowany.
I tak zasnąłem, mając nadzieję, że jutro poszukiwania naprowadzą mnie na jakikolwiek ślad klaczy.
~*~
Przebudziłem się w środku nocy, kiedy poczułem na sobie lekki, ale jednak, ciężar.
Pomyślałem że spadło na mnie kilka gałęzi.
Otworzyłem oczy i zobaczyłem klacz, przytulną do mojego grzbietu.
Jak dobrze, że jej się nic nie stało..
Jak ona mi bardzo zawróciła w głowie..
<Bella? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz