poniedziałek, 11 lipca 2016

Od Belli cd. Cappuccina

Szliśmy około 15 minut, kiedy usłyszałam cichy szelest. Moje uszy natychmiast zwróciły się do tyłu.
- Co się stało? - zapytał nieco zdezorientowany Cappuccino, jednak nadal czujny.
- Cicho. - szepnęłam, rozglądając się bacznie i odwracając w przeciwną stronę niż szliśmy. Do naszych uszu doszły ciche kroki, a jakieś 15 metrów od nas stanął... niedźwiedź. Ogromny, gruby niedźwiedź.  Przypatrywał się nam z głodną miną, a w jego oczach zabłysły ogniki.
- No to mamy przechlapane. - powiedział cicho ogier. Nie odezwałam się. Rozprostowałam skrzydła. Czułam się nieco lepiej niż przedtem.
- Polecimy. - rzekłam poważnie do Cappuccina, głosem nie uznającym sprzeciwu. Zdawało się że chciał coś powiedzieć, ale zamilkł. Wzbiłam się do lotu, a on zaraz za mną. Ruszyłam dosyć szybko, jednak na tyle bym nie zmęczyła się za szybko. Prowadziłam Cappuccina, zgrabnie wymijając drzewa, aż na nasze szczęście zgubiliśmy niedźwiedzia i znaleźliśmy się na polanie.
<Capp? Przepraszam za długość...>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz