wtorek, 12 lipca 2016

Lawenda C.D Bella (do chętnego/chętnej)

- Przybłąkałam się tu. Umarł mój opiekun. Tak więc zaczęłam wędrować po świecie. Byłam takim trochę włóczęgą. Aż nie napotkałam… przepraszam, ale jak masz na imię? – Zdałam sobie nagle sprawę, że nawet nie znam imienia tego ogiera.
- Cappuccino.
- Rozumiem. W takim razie nasze tereny ciągną się od Rzeki Przyszłości, którą zapewne przekraczałaś, aż do Gór Mglistych [nie, nie jestem fanką Hobbita/Władcy Pierścieni]. Część tego pasma należy do Stada Ponurej Doliny, którym zarządza Prince, oraz słyszałam, że przyłączyła się do niego niejaka Rose, zwana również Noire. Nie wiem zbyt wiele na ich temat, ale my, Alfy Porannej Mgły, niezbyt przepadamy za Alfami stada sąsiedniego… W każdym razie najlepiej będzie, gdy nie będziesz zapuszczać się na ich tereny. W razie pytań, ja i Cappuccino jesteśmy do dyspozycji. Gdy znajdę Lunę, Betę, poproszę ją, by pokazała tobie co i jak.
Pokiwałam tylko głową. Rzeczywiście napotkałam na swojej drodze jakąś rzekę, która na szczęście nie była za szeroka i dało ją się przeskoczyć. Ja bym osobiście nazwała to strumykiem. O żadnych stadach tutaj i tak nic nie słyszałam. Czyli mogę chodzić od strumyka, po góry. Muszą dysponować ogromną przestrzenią… może delikatnie przesadziłam. Dużą. Po prostu dużą. Schyliłam łeb, co miało być czymś w rodzaju ukłonu i odeszłam. Byłam wyczerpana. Przez ostatnie trzy dni wędrowałam, zatrzymując się tylko, by spać i zjeść. Przynajmniej teraz zaznam trochę spokoju i ciszy. Ku mojej uldze, w oddali widać było coś rodzaju sadu jabłkowego. Trafiłam na bardzo dobre tereny. Wodopoje, miejsca do spacerów, sady jabłkowe, świeża trawa… ja to mimo wszystko chyba jednak mam odrobinę szczęścia. Nie trudziłam się nawet, by przyspieszyć. Zaraz i tak się tam znajdę, to po pierwsze. Po drugie, jestem wyczerpana i najchętniej bym się położyła, co nie do końca leży w mojej końskiej naturze. Upłynęło paręnaście minut, aż w końcu dotarłam, choć poruszałam się bardzo powolnym stępem.
- Lawenda? – Usłyszałam głos za mną. Odwróciłam się, by zobaczyć kto mnie, najwidoczniej, śledził. A jeśli tak, to nie mogłam uwierzyć, jak nie mogłam usłyszeć jego stukotu kopyt, lub nie wyczuć jego zapachu, o ile wiatr wiał w odpowiednią stronę.
< Ktoś coś? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz