- Pomocy! Prince, ty idioto! - Usłyszałem jakiś krzyk z oddali. Szybko
obejrzałem się za siebie. Rose tu nie było. Zawróciłem. Nadal słyszałem
czyjeś, najprawdopodobniej jej, krzyki, które stawały się coraz
głośniejsze. Na moje nieszczęście, klacz była umaszczona tak, że z
łatwością wtapiała się w tło.
- Tu, na dole jestem, kretynie – Głos, rzeczywiście pochodził gdzieś
spod konarów ogromnego dębu. Omijając ostrożnie gałęzie, wylądowałem na
ziemi. Zauważyłem zmasakrowaną, może to za mocne słowo, klacz.
Mianowicie – ugrzęzła w paru dorodnych gałęziach, jej bok był
poobcierany, a jedno ze skrzydeł bezwładnie opadło na krzak obok. Być
może było złamane.
- Jak ty to zrobiłaś? – Spytałem a ona nic nie odpowiedziała. Przewróciła tylko oczami.
- Może później będziesz zadręczał mnie pytaniami, a teraz ładnie proszę
cię o pomoc Księciuniu – A więc o to jej chodziło… klacze. Zastanawiałem
się przez chwilę, co z tym fantem zrobić i jak ją wyprowadzić.
- Czy możesz wstać? – Zapytałem niepewnie, nie wiedząc, czy liczy się to
jako „zadręczanie pytaniami”. Noire spróbowała. Wstała, ale jej nogi
trzęsły się. Podszedłem i wskazałem, by się o mnie oparła. Zgrabnie
ominęła gałęzie i wyszła z czegoś, co przed chwilą było jej więzieniem.
Skrzydło nadal bezwładnie zwisało w dół. Obawiałem się, że któreś z nas
może się potknąć.
- Masz władzę nad tym skrzydłem? – Klacz chyba próbowała się wysilić i
lekko podniosła skrzydło. Było na tyle wysoko by móc oprzeć się o mój
bok. Dodatkowy, może niewielki, ale jednak, ciężar.
< Noire? Nie mam pojęcia, jak opisać złamane skrzydło, wygląda to źle, ale cóż… lepsze to niż nic. Chyba. xd >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz