czwartek, 23 czerwca 2016

Od Belli do Prince

Spacerowałam sobie po górach, Tak, po górach. Na terenach Porannej Mgły przeważały góry, a wczesnym rankiem było stąd widać, jak nad naszymi terenami, panuje mgła. Stąd też nazwa stada. No nie powiem, jestem bardzo kreatywna, nieprawdaż?
Oprócz gór, na naszych terenach było dosyć sporo wzgórz oraz jedno jezioro, i tam królowały lasy, w przeważającej części iglaste. Góry to granica między Poranną Mgłą, a Ponurą Doliną, jednak one należą jeszcze do nas. Ponura Dolina, ma w swoim posiadaniu jak mówi nazwa wiele dolin, kotlin i depresji. Mało drzew tam rosło, było dużo rzek, jezior i bagien, które w każdej chwili mogłyby wciągnąć każdą żywą istotę. Jedynym według mnie plusem w tamtej krainie, był prawie brak drapieżników, czasem pojawił się jakiś samotny wilk. A taki unipeg, lub nawet pegaz, jednorożec czy też koń, z łatwością poradził by sobie z nim, czego nie można powiedzieć gdyby pojawiła się cała sfora.
Całe góry miały szczyt jak dach, jednak po jednej stronie, ten dach był łagodny, zaś po drugiej z łatwością można było sobie złamać nogę, lub w gorszym wypadku zabić się. Nigdy tam nie wędrowałam, najwyżej latałam nad tym miejscem.
Teraz spacerując po łagodniejszej stronie gór usłyszałam stukot kopyt. Wątpię, by Cappuccino zapuścił się tutaj, on raczej trzymał się lasów. Więc, to jakiś inny koń. Odwróciłam głowę, i ujrzałam ogiera. Karego pegaza.

<Prince?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz