Otworzyłam oczy i oparłam się o Cappuccina, jednak nie całym ciężarem
ciała, żeby go nie przemęczyć. Bo sama muszę przyznać - lekka to ja nie
jestem. On ruszył powoli, a ja razem z nim. Zwolnił nieco krok, żebym mogła nadążyć. Mimo że szpara była niedaleko od miejsca w którym się zatrzymaliśmy, dojście do niej zajęło nam 10 minut.
- Poczekaj. - polecił krótko ogier, a ja postąpiłam jak chciał. Podszedł do szpary i wsadził przez nią głowę.
- Tak! Tu jest wyjście! I już nieco słabiej pada. - Uśmiechnęłam się słabo.
- A pomyślałeś, jak my się przeciśniemy przez tą szparę? Przecież ledwo wsadziłeś w nią głowę. - powiedziałam, i oparłam się o ścianę, nie chcąc przypadkiem stracić równowagi, i przy tym zamoczyć sie w kałuży.
- A no tak... - powiedział i wyciągając głowę. Zamyśliłam się, i po chwili wpadłam na pewien pomysł.
- A może ja użyłabym mojej mocy, żeby piorun uderzył w skałę, i rozłupał ją na mniejsze kawałki...
- ...A ja moją mocą, mógłbym szybko je przenieść! - ogier popatrzył na mnie z uznaniem. Zarumieniłam się nieco, lecz nie wiem czy było to widać.
- Odsuń się. - nakazałam. Zebrałam w sobie siłę, przymknęłam oczy, i piorun trafił w skałę. Rozłupał ją na kawałeczki, tak, że po sprzątnięciu ich z łatwością wyszlibyśmy z jaskini.
- Teraz ty się odsuń. Moja kolej. - powiedział Cappuccino, i zabrał się do pracy.
<C?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz